Wywiad dla ravelo.pl

Do portalu ravelo.pl zawsze miałam słabość. Lubię ich i oni chyba lubią mnie. Dlatego z przyjemnością przyjęłam zaproszenie do wywiadu. Myślę, że wyszedł ciekawie.
Zapraszam!

Wywiad z Katarzyną Michalak 

Pierwszy tom Leśnej Trylogii – Leśna Polana – napisany był pierwotnie w formie odcinków publikowanych na blogu. Skąd taki pomysł? Czy mogłaby Pani zdradzić, czym różni się praca nad powieścią w takim kształcie od pisania od razu dla wydawnictwa?

Och, ten pomysł chodził mi po głowie od dawna: nie wiem, dlaczego zawsze chciałam pisać powieść w odcinkach jak kiedyś bywało, jeszcze za czasów zaborów, drukowaną w periodykach, kiedy Czytelnicy wyczekiwali od odcinka do odcinka, co też się wydarzy. Nie udało mi się zainteresować żadnego z miesięczników tym pomysłem, więc po zgodzie Wydawcy, który przecież ma prawa do tekstu, zaczęłam publikować Leśną Polanę co dwa tygodnie na specjalnie stworzonej dla niej stronie. Ale nie pisałam „od odcinka do odcinka”, powieść powstawała szybciej, po prostu publikowałam kolejne rozdziały. Cieszę się, że pomysł się udał. Strona miała kilkadziesiąt tysięcy odsłon. Dziewczęta nie mogły doczekać się, co będzie dalej. Przyznam, że ja nie dałabym tak rady. Czekałabym na wydanie całej książki, albo jeszcze lepiej: całej serii.

Leśna polana to książka podobna do Bezdomnej czy Ogrodu Kamili – porusza wiele trudnych tematów. Ma Pani dużo odwagi, by w bezpośredni sposób mówić o sprawach pozostających w sferze tabu nawet dzisiaj. Czy według Pani literatura wciąż ma moc, by coś zmieniać w naszej rzeczywistości? Czy mówienie w niej o nich sprawia, że stajemy się w jakiś sposób lepsi?

Bezdomna, Nie oddam dzieci!, czy teraz Leśna Trylogia powstały… z gniewu. Pierwszą zaczęłam pisać, gdy w gazetach i TV brylowała matka Madzi, a w tym samym czasie – i jest to fakt, a nie fikcja literacka – młoda kobieta z powodu psychozy poporodowej uciekła z domu z maleńką córeczką i ta córeczka nie przeżyła. Kiedy wyobrażałam sobie tragedię tej dziewczyny i jednocześnie obserwowałam „szopkę” drugiej „matki”, która zabiła swoje dziecko, było we mnie tyle gniewu, wściekłości… że musiałam o tym napisać, powiedzieć, wykrzyczeć to. Z kolei Leśna Polana miała być pięknie zaczynającą się opowieścią o małym domku w lesie i utraconej, ale odzyskanej miłości. I również jakoś w tym samym czasie wpadła mi w ręce porażająca książka o ubeckim bestialstwie wobec więźniów X Pawilonu na Rakowieckiej. Ta książka… właściwie niepozorna i nie epatująca scenami okrucieństwa, po prostu spisana przez jednego z więźniów… złamała mnie. Niedowierzanie… bezsilność… i ponownie gniew, straszny gniew na Zło, do dziś bezkarne, śmiejące się swoim ofiarom w twarz zmusiły mnie, by znów wykrzyczeć, nie dać przyzwolenia, wywlec to Zło na światło dzienne, pokazać je. Czy literatura ma moc zmieniania rzeczywistości? Nie wiem. Jestem pisarką „przemilczaną”. Czytają mnie miliony kobiet, ale jest jakaś zmowa milczenia w mediach na mój temat. Dziwne, bo do czasów Leśnej Polany trzymałam się od polityki z daleka, a i ta książka jest apolityczna, bo Zło dobiera sobie poglądy, jakie mu w danej chwili pasują. Tak więc moja twórczość rzeczywistości nie zmieni, ale wiem, że potrafi zmienić życie moich Czytelniczek. Dostałam na to wiele dowodów, maili, listów, wpisów. A jeśli życie chociaż jednego człowieka dzięki mnie stało się lepsze, moja praca ma sens.

A może literatura służy bardziej oderwaniu się od świata? Jak mówi Gabriela w Leśnej Polanie o swoim pisaniu: „Uciekam do innych światów, innego życia”. Jest raczej ukojeniem niż postawieniem problemu. W Leśnej Trylogii takim wytchnieniem jest specjalne miejsce – tam wracają dobre wspomnienia, można do niego uciec od problemów. Czy Pani też ma takie wyjątkowe miejsce, za które warto zapłacić każdą cenę?

To jest drugi aspekt pisarstwa: ucieczka. Moja ucieczka w inne światy – bezpieczna, bo chociaż przeżywam razem z bohaterem zasadzkę w Iraku, to jednak ja mogę „wrócić” cała i zdrowa w miejsce, gdzie piszę – była to biblioteka, on zaś umiera. Lecz rzeczywiście, czytając – czy pisząc – możemy całkowicie oderwać się od naszej rzeczywistości i zatracić w tej innej. Jeśli lepszej i ciekawszej, super. Jeżeli zaś w tragicznej i wstrząsającej, przeżywamy katharsis, otrząsamy się po lekturze, patrzymy na otaczający nas świat i myślimy: dzięki Bogu, mnie to nie dotknęło. Bardzo wzruszały mnie listy od Czytelniczek po Nie oddam dzieci!, w których pisały, że pierwsze, co zrobiły po przeczytaniu książki i otarciu łez, to biegły przytulić, ucałować synka czy córeczkę i powiedzieć, jak bardzo je kochają.

Odrobinę nawiążę do poprzedniego pytania. Dla Pani bohaterek posiadanie własnego miejsca wydaje się często sprawą pierwszorzędną. Jak Pani myśli, czy jest jakiś wspólny powód, dla którego szukają one takiej małej stabilizacji, bezpiecznej przystani? Co może nam to o nich powiedzieć? Czy dla Pani również jest to ważne? Dlaczego?

Myślę, że w życiu człowieka nie ma nic cenniejszego od poczucia bezpieczeństwa. W jakimkolwiek aspekcie. Czy to finansowym, czy życiowym, rodzinnym… Wewnętrzny spokój, uczucie, że nic ani nikt nam nie zagraża, że wszystko jest dobrze, jesteśmy bezpieczne… Proszę mi wierzyć: po tym, co przeżyłam, jest to uczucie bardzo rzadkie, to dosłownie chwile, przebłyski szczęścia i spokoju, i bezcenne. Domek na polanie, skąpanej w słońcu, otoczony wiekowymi świerkami to oczywiście symbol, przenośnia, wyobrażenie takiej właśnie bezpiecznej przystani, bo tę przystań nosimy w sobie, mamy ją – albo jej nie mamy – w sercu. Ja nadal tej przystani szukam, nadal za nią tęsknię i może przez to moje książki wydają się na pierwszy rzut oka schematyczne, bo zawsze występuje ta nieosiągalna Arkadia, ale to moja wewnętrzna tęsknota, której daję wyraz w pisarstwie. Hej, mam chyba do tego prawo! /śmiech/

Innym istotnym elementem Leśnej Trylogii wydaje mi się przyjaźń Gabrieli, Majki i Julii. To bardzo ciekawa znajomość trzech zupełnie różnych postaci, które potrafią się pokłócić i na siebie nakrzyczeć, jednak wciąż pozostają dla siebie ważne. Czy mogłaby Pani więcej powiedzieć o swoim zapatrywaniu się na tzw. kobiecą przyjaźń? Według stereotypów nie jest ona możliwa – co Pani o tym sądzi? 

Ja jestem tak niestereotypowym człowiekiem, kobietą, matką i spotkałam się z tyloma stereotypami , które okazały się zupełnie nieprawdziwe, typu: „Australia jest gorąca, sucha i wszędzie są jadowite węże i pająki”, podczas gdy Australia potrafi być zimna, wietrzna, deszczowa, a pająka ani węża jeszcze nie widziałam, że doprawdy… nie wierzę już w żadne stereotypy. Przyjaźń to przyjaźń. I nie mówię tu o pustym, nadużywanym dziś słowie, tak jak drugie, równie nadużywane „kocham”. Kocham cię, kocham to, czy tamto. Przyjaźń to bardzo silna więź, powstająca czasem w najbardziej niecodziennych warunkach, która trwa mimo upływu lat. Mimo tego, że miesiącami się z przyjacielem nie widzisz, że nie czujesz potrzeby gadania z nim o codziennych drobiazgach przez telefon. Jeżeli jednak coś się dzieje, nawet nie coś, a COŚ, przyjaciel po prostu stanie przy tobie, zrobi wszystko, by ci pomóc. Tak jak ty zrobisz wszystko, by pomóc jemu. Takich przyjaciół – celowo nie piszę „przyjaciółek”, bo są to zarówno kobiety, jak i mężczyźni, żyjący zresztą w udanych związkach, którym ja nie zagrażam, mam kilku. Gdy oni potrzebują mojej pomocy – jestem. Gdy ja potrzebuję ich – są. Taka przyjaźń daje właśnie to poczucie bezpieczeństwa: NIE JESTEŚ SAMA.

Po lekturze kilku z Pani licznych książek muszę zapytać o Pani styl. Miałam wrażenie, że siedzę przy kominku, a ktoś opowiada mi historię – czy rzeczywiście znajduje Pani w pisaniu taką pasję opowiadania? 

Podobno można mnie słuchać godzinami – to jeśli chodzi o opowiadanie. Swego czasu jedna z moich przyjaciółek przyjeżdżała do mnie raz w tygodniu, z drugiego końca miasta, bez względu na pogodę, rozsiadała się w gościnnym fotelu z dobrą herbatą i domowym ciastem w dłoni, po czym rzucała hasło: „No, opowiadaj, Kasia, co też się przez ten tydzień wydarzyło”… a że moje życie jest jak film Hitchcocka, miałam o czym opowiadać. Ale tylko w zaprzyjaźnionym gronie. Absolutnie nie nadaję się na snucie opowieści przy większym audytorium. Trema jest nie do zniesienia. Lecz pasja opowiadania widać we mnie tkwi, skoro znajduję tak ogromną radość w pisaniu powieści. To naprawdę coś niesamowitego, gdy sama się zatracam w losach bohaterów, staję się nimi, przeżywam ich radości i smutki, a moje kochane wierne Czytelniczki chcą o tym czytać.

Już niedługo premiera drugiej części Leśnej Trylogii – Czerwień Jarzębin. Jeśli miałaby Pani opisać tę powieść jednym słowem – czy to dotyczącym fabuły, czy jej atmosfery, a może uczuć towarzyszących przy jej powstawaniu  – jakie byłoby to słowo? Pierwsze, które przychodzi Pani na myśl?
 
Wstrząsająca. Uważałam, że „Leśna Polana” jest jedną z najtrudniejszych powieści w mojej twórczości, lecz „Czerwień Jarzębin”… ją pisałam z jeszcze bardziej złamanym sercem. W niej nie ma chwili wytchnienia. Arkadia, w której można się schronić, po prostu rozsypuje się w pył. Nie ma bezpiecznego miejsca, Zło zdaje się wszechogarniające…W pewnym momencie po prostu nie mogłam jej dalej pisać, bo wiedziałam, jaki będzie koniec. Dużo… naprawdę dużo czasu minęło, nim wróciłam do tej powieści, by skończyć ją w jeszcze bardziej dramatycznym momencie, niż ją zaczęłam. Dziewczyny znów zostaną wystawione na próbę cierpliwości, bo premiera trzeciego tomu dopiero w sierpniu, ale mam nadzieję, że cała trylogia skończy się tak jak powinna: Dobro wygra, Zło przegra. Chociaż… znając mnie… i nieobliczalność moich bohaterów, można się spodziewać wszystkiego.

Uprzejmie dziękujemy za udzielone odpowiedzi. Życzymy Pani dalszych sukcesów i serdecznie pozdrawiamy.

Dziękuję za bardzo ciekawe pytania i również pozdrawiam serdecznie.

Redakcja „Czytam Polskie”