O spotkaniu na Targach i o narzekaczkach

Przed chwilą wróciłam do domu i mogła wejść do netu (nim nakarmię dzieci i zwierzęta). Od razu więc wzięłam się do wpisu blogowego.

Zdjęcie podkradzione niezawodnej Lee Ann ;)
Chciałabym Wam podziękować za to, że przybyłyście tak tłumnie. Z całej Polski. Wstawałyście o piątej rano, przyjeżdżałyście z rodzicami, z dziećmi, z Wrocławia, Poznania, Krakowa, Łowicza, Sosnowca... już nie pamiętam skąd jeszcze... by zamienić ze mną kilka słów i zdobyć dedykację w książce (czasem książkach, kilkunastu, nie zapomnę jęku kolejki, gdy Ola zaczęła wyciągać po kolei całą swoją kolekcję do podpisu :))) Niektóre z Was czekały w kolejce po półtorej godziny, ja podpisywałam niemal trzy godziny - tym samym pobiłyśmy zeszłoroczny rekord. :))

Najbardziej chyba poruszyła mnie pani Ania, która zaledwie dwa miesiące po operacji nowotworu mózgu, ledwo odzyskawszy wzrok, o kulach, przyszła na spotkanie ze mną, żeby mi podziękować za "W imię miłości". W takich chwilach brak mi słów, w oczach pojawiają się łzy i jednocześnie nabieram na nowo głębokiego sensu tego, co robię.
Aniu kochana, bardzo Ci dziękuję, że przyszłaś i bardzo wierzę, że wszystko będzie dobrze...
Tutaj są podziękowania od Ani dla Was:  Anna Czubacka To prawda, niecałe dwa miesiące po operacji guza mózgu chciałam choć na chwilę zobaczyć Panią Kasię i podziękować za "W imię miłości ",bo dużo mi pomogła ta książka. Dziękuję Pani Małgosiu,bo z tych emocji i zmęczenia zapomniałam podziękować Państwu w kolejce. Jestem wdzięczna bardzo, że mogłam tam z Państwem być i zaznać tyle wsparcia i ciepła.

W ogóle wszystkie spotkania, choć tak króciutkie, były wspaniałe. Ja Was po prostu lubię i mam nadzieję, że mogłyście to poczuć, szczególnie - i to jest pewnie zaskakująca wiadomość - że za parę miesięcy wyjeżdżam bardzo daleko na bardzo długo. Było to prawdopodobnie ostatnie nasze spotkanie. Dlatego podwójnie cieszę się, że przyjechały te z Was, które naprawdę chciały się ze mną zobaczyć.

Gdy już nacieszyłam się Waszymi komentarzami pod wpisem z Targów, weszłam nieco wyżej i przyznam, że wszystko mi opadło. 
Jak wiecie, dzisiaj wychodzi trzeci tom Kolekcji (nota bene jest naprawdę piękny).

To zdjęcie z kolei podkradzione Kindze Kupczak :))
Przysłałyście zdjątka zdobycznych tomów (za co serdecznie dziękuję i przepraszam, że tym razem nie zrobię kolażu, ale naprawdę muszę zająć się domem, dziećmi i całą resztą), ale pojawiły się też wpisy narzekaczek. 
I nie mówię o tych z Was, które musiały się nabiegać, by zdobyć ten tom. Uprzedzałam, że nakład będzie się zmniejszał i ilość punktów, do których książki będą docierały też - mnie również wkurza to, że w Empikach się poniewierają po magazynach, był przypadek, że nie wystawiono ich na półki, a w małych miejscowościach nie ma Kolekcji w ogóle, ale niestety nic na to nie poradzę, dystrybutor ma tajny plan, według którego rozdziela egzemplarze Kolekcji - dlatego namawiałam Was na prenumeratę i tu dochodzę do narzekaczek: dziewczyny, książka w prenumeracie kosztuje 11zł, wysyłka jest bezpłatna, dostajecie trzy tomy w jednej paczce do domu, nie musicie biegać za nimi po mieście i na dodatek, gdyby Kolekcja została przerwana w którymś momencie, Wy dostaniecie całość. I jeszcze jest źle? Przecież gdyby mieli Wam wysyłać po jednym tomie, to koszty wysyłki byłyby wyższe, niż koszty druku.

Autentycznie tracę całą radość, że udało się tę kolekcję zgrać, ładnie oprawić, wydać, wypuścić w Polskę, bo ciągle czytam, że za drogo, że nie ma, że trzeba czekać... I wiecie co? Chyba zamiast tłumaczyć się narzekaczkom, pójdę do ogrodu, zobaczyć, czy nowe róże się przyjęły. Dzieci, kwiaty i zwierzęta - najwdzięczniejsze istoty pod słońcem. One potrafią się cieszyć każdym drobiazgiem... 

PS. Ja, bądź co bądź autorka, też potrafię dostawać moje egzemplarze dłuuugo po terminie premiery, choć powinnam otrzymywać je jako pierwsza. I co? I nic. Przecież świat mi się od tego nie zawala, a korona z głowy nie spada.