Od paru dni mam tak fajnie zatytułowany plik na pulpicie. "Arogancki drań". Co widzę tego "aroganckiego drania", to śmiać mi się chce, bo wyjątkowo to określenie pasuje.
Jest to początek (a może środek?) powieści, która kiedyś pewnie powstanie, a napisał mi się ów początek teraz, gdy nie wolno mi niczego pisać, bo mam wakacje.
Ale pisanie hmm... ot tak sobie... się nie liczy, no nie? ;)
Jak fajnie jest oszukiwać samą siebie i jak zupełnie to nie wychodzi...
Myślałam, że będą mi potrzebne dłuuugie wakacje po ostatnich miesiącach, w których to pisałam i przygotowywałam do druku ileś tam książek i opowiadań, ale okazuje się że bez pisania wytrzymuję... no nie wiem... tydzień? Dwa?
Tak więc niedługo przysiądę na poważnie do następnej powieści, a tymczasem piszę takie właśnie niezobowiązujące wstawki. A to "Aroganckiego drania", a to kawałek scenariusza...
A tak apropos, w jakim kierunku powinna rozwinąć się akcja? Na co miałybyście ochotę? Na coś w serii z czarnym kotem? Może na kryminał, albo sensację? A może na coś pikantniejszego? Romantyczna obyczajówka raczej mi z tego nie wyjdzie. Nie z takim facetem w roli głównej. Więc...? ;)
Endżoj!
Arogancki
drań! – to była pierwsza myśl, jaka jej przyszły do głowy.
Mierzył ją
zimnym spojrzeniem i czekał, aż ona – ona, która siedziała tu od pół godziny! –
wstanie i ustąpi mu miejsca, bo to „jego stolik”!
- Zajęła
pani mój stolik – tak powiedział przed chwilą.
Klaudia
zwykle była łagodna i ustępliwa, ale nie dziś. Dzisiaj wystarczająco dostała od
życia i ludzi w kość.
- Miał pan
rezerwację? – zapytała tak jadowitym tonem, jak jadowite w tej chwili było spojrzenie
czarnych oczu tego faceta.
- Nie muszę
– odparł, a na jego przystojną, nawet bardzo, to musiała przyznać, twarz
wypełzł pełen wyższości półuśmiech. – Jestem właścicielem tej restauracji.
Uniosła
brwi.
- I w ten
sposób traktuje pan gości?! To niedługo ten biznes pociągnie!
Zaśmiał
się. Gardłowo, seksownie i bez krzty wesołości.
- O mój
biznes proszę się nie obawiać. Restauracja wraz z hotelem jest w mojej rodzinie
od pokoleń…
„Restauracja
wraz z hotelem”?! Ma przed sobą kogoś z Bascardich?! Na miłość boską, w co ona
się wpakowała?! Czy naprawdę musiała upatrzyć sobie ten zaciszny stolik w
najdalszym kącie sali? Nie mogła usiąść gdzie indziej?!
On
przyglądał się z ciekawością badacza kobiecie, która miała wszystkie uczucia
wypisane na twarzy. Łącznie z czymś, czego… nie potrafił odczytać. Jeszcze nie.
Nie
wyglądała na bywalczynię pięciogwiazdkowych hoteli i restauracji z dwiema gwiazdkami
Michelina. Prawdę mówiąc pasowała bardziej do Pizza Hut. Kurteczka z taniego
hipermarketu. Nijaka bluzka do dżinsów. Buty chyba po babci. Zaniedbane włosy i
paznokcie. Ale… coś w tej kobiecie kazało się Rogerowi wstrzymać z wezwaniem
kierownika sali, by ten wyprosił niepożądanego gościa, albo skierował go do
innego stolika. Tak. Nieznajoma miała w oczach jakąś iskrę, która znudzonego
życiem i pięknymi, odpicowanymi laskami spadkobiercę fortuny Bascardich
zaintrygowała.
- Proponuję
kompromis – odezwał się, gdy już wstawała, by pokornie ustąpić mu miejsca. –
Zjemy obiad wspólnie. Tu, przy tym stoliku.
- Ale… - chciała
coś powiedzieć, lecz przerwał jej władczym ruchem dłoni.
- Nie ma
żadnego ale. Będzie pani moim gościem.
Usiadła z
powrotem, jakby ją popchnął.
Tak
naprawdę potrzebowała właśnie takiego mężczyzny, jak Roger Bascardi. Łaknęła
wręcz. Nie pod względem seksualnym, nawet nie uczuciowym. Po prostu taki jak on
– arogancki, bogaty i wręcz nieprzyzwoicie przystojny – był główny bohater jej
powieści. W nadziei na spotkanie kogoś, kto by ją zainspirował, przyszła dziś
do tej restauracji, usiadła w najdalszym kącie i obserwowała gości, sącząc herbatę
tak drogą, że mogłaby za te pieniądze gdzie indziej kupić obiad. Wybrała jednak
herbatę, choć głód skręcał jej trzewia, bo książka była najważniejsza.
Rozmyślając
o tym obserwowała mężczyznę, jak usiadł naprzeciw, odrzucił wykrochmaloną
serwetkę, zamiast rozłożyć ją na kolanach, odebrał kartę dań od kelnera, który
w tym momencie się przy nich pojawił, kłaniając się właścicielowi w pas, i… gdy
kelner zniknął… splótł ręce pod brodą po czym wbił uważne, ale już nieco
przyjaźniejsze spojrzenie w kobietę.
- Proszę
przejrzeć menu. Na pewno coś pani dla siebie znajdzie. Mamy świetnego szefa
kuchni.
Zapewne –
pomyślała spłoszona. – Ceny też macie świetne. I albo od razu cię, arogancie,
uprzedzę, że stać mnie tylko na tę nieszczęsną herbatę, albo… pod ziemię się
zapadnę, gdy przyjdzie do płacenia.
- Muszę
panu do czegoś się przyznać – rzekła, powziąwszy nagle decyzję. – Nie przyszłam
tu na obiad. Nie mam pieniędzy.
Pokiwał
głową, jakby się tego spodziewał.
- To nie
tak, jak pan myśli! – odezwała się z gniewem. – Nie chciałam zamówić, najeść
się i uciec bez płacenia! Jestem… - no, nadeszła chwila prawdy… - jestem
pisarką. Początkującą pisarką. Potrzebowałam takiego wnętrza i takiego… -
Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć „faceta” – klimatu do książki. Dopiję
herbatę do końca i znikam.
Uczyniła
to, co powiedziała, czy raczej próbowała uczynić, bo rzeczywiście wypiła
filiżankę pysznego aromatycznego płynu trzema szybkimi łykami, rzuciła na stół
banknot, ale nim zdążyła zniknąć, on przytrzymał stanowczo jej rękę i zmusił,
by opadła z powrotem na krzesło.
- Znam paru
pisarzy – odezwał się tonem doskonale obojętnym – ale ich stać na jadanie w
takich restauracjach nawet codziennie.
- Przecież
powiedziałam, że dopiero zaczęłam pisać. Wydawcy spodobały się pierwsze
rozdziały i prosi o więcej, a ja potrzebuję… inspiracji.
Takiej jak
ty – dokończyła w myślach.
I sama sobie
wydała się w tym momencie żałosna. W tej wyświechtanej kurteczce, taniej bluzce
i dżinsach. Schodzonych butach…
Po wyjściu
ze szpitala walczyła o każdy grosz. Opłacić czynsz, nie umrzeć z głodu – to
było wszystko, o czym do niedawna marzyła. Teraz doszło jeszcze: dożyć do
wypłaty zaliczki i dokończyć książkę.
Czy jednak
ten zarozumiały, bogaty dupek zrozumie, jak to jest być głodnym i nie mieć na
prąd? Nagle poczuła pod powiekami piekące łzy.
On nie może
ich zobaczyć! Nie może się ich nawet domyślić! Wykrzywiła twarz w wymuszonym
uśmiechu.
- Napiszę
ją i za pierwszą wypłatę przyjdę tutaj, do twojej restauracji na obiad – rzekła
z pewnością, której nie miała w sercu, nawet nie zauważywszy, że zwraca się do
niego na „ty”.
-
Oczywiście – zgodził się lekko. – Ale tymczasem ja zapraszam ciebie. Wydajesz
się… - Głodna, chciał powiedzieć prosto z mostu, ale dokończył z lekką kpiną – …rzeczywiście
spragniona inspiracji.