Porażka goni porażkę...

Kurczę, ja mam ostatnio jakiś kiepski czas...
Miała być kolejna mini-ekranizacja - nie wyszło, bo budżet jest za niski.
Miało być dofinansowanie na ową mini-ekranizację - sponsor się wycofał.
Przetłumaczyłam fragment jednej z moich książek na angielski i rozesłałam do setek wydawców na Wyspach, na Antypodach i po drugiej stronie oceanu - dwa (na owe setki) odpisały, że są zainteresowane - dzisiaj oba (jakby się zmówiły), napisały, że jednak nie.
Już ważyłam 57kg (bo od paru tygodni nie jem) i znów ważę 60 (kurczę, ile można żyć na jednej paczce żelek dziennie, choćby nawet i z sokiem?!).
Na dodatek jestem przemęczona, mam anemię (to przez te żelki), a deszcze połamały mi róże.
Normalnie....
Zakopuję się pod kołdrą i dajcie mi znać, kiedy słońce wyjdzie zza chmur.

Wasza Kejt

PS. Naprawdę marzę o tej ekranizacji.... I znów nic z tego..... Niech mnie ktoś przytuli! ;(