Najważniejszy jest uśmiech dziecka...

Dziewczyny, właśnie otwieram nową zakładkę, która będzie przypięta tam na górze i gdzie będziecie mogły się dopisywać i komentować wpisy. Stwierdziłam, że czasem potrzeba mi więcej radości, niż zwykle i ten niedobór uzupełniam na parę sposobów:
1. oglądając komedie, niekoniecznie romantyczne
2. oglądając śmieszne filmiki, fragmenty kabaretów, czy fajne demotywatory
3. poważnie rozmawiając z moim trzyletnim synkiem.

Dziś, z okazji Dnia Dziecka przytoczę Wam trzy sytuacje, przy których uśmiałam się do łez i Was proszę: dzielcie się z nami podobnymi. Nic tak dorosłego człowieka nie rozbawia, jak mądry mały człowiek.
Ale najpierw bardzo mądre zdanie, które wryło mi się w pamięć na całe życie: "Nie znam rodziców, którzy patrząc swojemu nowo narodzonemu dziecku w oczy, zastanawialiby się, jak bachorowi zatruć życie" - Russel Bishop "Czas działania". A teraz już garść uśmiechu:

Siedzimy sobie w ogrodzie, nocą, patrząc na gwiazdy (często tak siaduję z moimi synami, bo uwielbiamy to). I jak zwykle wykorzystuję to, by czegoś ich nauczyć.
- Patrzcie - mówię - tam jest planeta Mars...
Patrzą.
Patik (młodszy synek):
- A tam leci smutnik!
- Tak, synku, tam leci sputnik. A co krąży dookoła Ziemi?
Patik bez wahania:
- Myszołów!

Druga sytuacja, czyli wieczorna gadka dydaktyczna, tym razem o wychowaniu.
- Synku, mama jest po to, żeby wychować cię na...?
- Złomowisko!

I trzecia, gadka o obowiązkach.
- Patiniu, każdy ma jakieś obowiązki. Andrzej ma się dobrze uczyć, ty masz być grzeczny i chodzić do przedszkola.
Patik:
- A babcia?
- No właśnie, jakie obowiązki ma babcia?
Patik:
- Tańczyć!

Wasza kolej... :)))
Poproszę o urocze, śmieszne wpisiki...