"Zapadłam się w Ferrin i to było niesamowite"

Tę opinię z Lubimy Czytać o mojej ukochanej książce zapamiętałam najbardziej i chyba najlepiej oddaje ona stan, w jakim pisałam Kroniki Ferrinu. Czytelniczka zapadła się w Ferrin czytając go, a ja pisząc. Bo tę powieść tak się odbiera, gdy złapało się "to coś". Jeśli nie, będzie ona zwykłą książką fantasy, dla moich Czytelniczek zaś, oczekujących kolejnej Poziomki, Poczekajki, czy Sklepiku - potężnym szokiem. W Ferrinie akcja rozwija się błyskawicznie, ciągle ktoś kogoś morduje albo gwałci. Jeżeli zaś próbuje kogoś pokochać, ma pewność, że nie będzie to miłość łatwa.

Dziewicze uszy czytelniczek-niewiniątek mogą zaś razić wulgaryzmy. Cóż, jest to książka dla dorosłych o dorosłych. Banda obdartych żołdaków-dezerterów nie używa języka salonowego. Ja uważam, że byle program MTV jest bardziej wulgarny, a na każdej jednej stronie wiadomościami z kraju i ze świata jest więcej krwi, przemocy, zboczeń i dewiacji, niż w całych Kronikach.

Nie wracajmy jeszcze do rzeczywistości. Pozostańmy w Ferrinie. Co Was czeka podczas przygody z tą książką? Zapadnięcie się w inny świat, gdzie namiętności są znacznie bardziej intensywne i prawdziwe niż tutaj. Dramat dziewczyny, która wymarzyła sobie miejsce, do którego może uciec od Szarej Śmierci i... zderzenie tych marzeń z rzeczywistością. Wybory między złem a złem. Bolesne pomyłki, za które trzeba płacić wysoką, czasem najwyższą cenę.

Nie będę Was namawiać do lektury tej sagi, bo nie jest ona dla wszystkich. Albo wciągnie Was ona, albo nie. Wiem, że potrafi się podobać i tym, co fantasy lubią, i tym, którzy nigdy ani jednej książki fantasy nie mieli w ręku.

Ja zapadłam się w Ferrin na całe długie pięć tomów i nie chciałam wracać. A gdy już wróciłam - do Poczekajki, czy Pogodnej - nadal ten Ferrin gdzieś we mnie jest i kiedyś się jeszcze spotkamy. Na pewno.

A teraz już dwa fotosy z trailera: Anaela na polanie Czterech Wodospadów i Sellinaris podczas "przyjacielskiego" sparringu z alderiańskim jeńcem.

Endżoj!