Coś dla koneserów Ferrinu

Zastanawiałam się, czy prezentować Wam okładkę piąteczki, czy też nie, bo jej ukazanie się jako osobny tom zależy od Wydawcy, ale... Po pierwsze bardzo mi się podoba, więc chciałabym i Wam ją pokazać, po drugie jeśli ma nie zaistnieć w formie papierowej, niech chociaż tak zaistnieje, po trzecie zaś... nie do końca zależy to od Wydawcy, bo jeśli nawet On będzie przeciw, to ja mogę się uprzeć. No i dopisać parę rozdziałów. Myślę, że wielbicielki pewnego szarookiego zwiadowcy nie miałyby nic przeciwko temu.

Oto więc okładka "Pani Ferrinu". Zabrała nam - mi i Sandrze - chyba najwięcej czasu. Najpierw zastanawiałam się nad tłem. Czarne? Nie bardzo... Odcienie czerwieni, zieleni, niebieskiego i fioletu już były, jakie będzie więc pasowało do reszty i do treści? I wtedy ujrzałam oczami wyobraźni rozświetlone słońcem niebo i już wiedziałam, że to jest to. Info do Sandry i... długie poszukiwania ilustracji.

Ciekawa jestem jak Wam się podoba ta okładka. Proszę o komentarzowanie.

Z informacji innych: będąc... gdzie indziej przeoczyłam wielki moment - 500 000 odwiedziny. Jak zawsze jestem zaskoczona i uradowana, że mój blog cieszy się takim powodzeniem wśród Czytelników. Kiedy ogłaszałam 400 000? Całkiem niedawno, prawda?
Dziękuję Wam najserdeczniej!

Z informacji pozostałych: małe zamieszanie w planie wydawniczym. Ponieważ sama nie wiem co teraz będzie (oprócz tego, że następne powinno być "W imię miłości"), na wszelki wypadek wykasowałam c.d. Wróci wraz z Ferrinem zapewne. Albo... z czymś następnym.

Do przeczytania więc! Ja wracam do pewnego miejsca, gdzie tworzy się następna opowieść.