Co u mnie słychać, czyli... "Jabłoniowe Wzgórze"

 Na początku chciałam podziękować Wam serdecznie za spotkanie na Targach. Było magicznie. Jesteście wspaniałe. Dziękuję za każde słowo i każdą minutę spędzoną w Waszym, kochane Czytelniczki, towarzystwie. Dodam, iż jedna z Was przyjechała specjalnie na spotkanie ze mną aż z Poznania; bardzo wzruszające było dla mnie poznanie pani Doktor, którą moje książki pocieszają po trudnym dyżurze; spotkałam też - uwaga! - dwie uczestniczki konkursu na Najlepszego Przyjaciela! Nigdy nie zgadłybyście które: Kasię od motyla i Alicję od pająka. :)) Niesamowite, no nie?

Jeszcze raz dziękuję i wracam do tematu.

Właściwie powinnam zatytułować ten wpis: Dlaczego mnie nie ma, czyli... "Jabłoniowe Wzgórze". No właśnie. Jednym z najczęściej powtarzających się pytań, jakie słyszałam od Was na Targach Książki, było:
- Co teraz będziemy czytać? Kiedy następna książka?
Odpowiadałam, iż:


które ukaże się, jak wszystkie znaki na Ziemi i niebie wskazują w sierpniu w serii owocowej. A ponieważ termin złożenia jej Wydawcy dawno minął, bo przyblokowała mnie psychicznie (dobrze, że nie umysłowo) "Bezdomna" (nadal, gdy wracam do niej pamięcią, ściska mnie w gardle), wyłączyłam telefon, odcięłam się od internetu, uciekłam od świata i piszę, piszę, piszę...

Miała to być słoneczna opowieść o Ani z Jabłoniowego Wzgórza, dziewczynce, która trafia do mieszkającego w pięknym starym dworze Piotra Jabłonowskiego, który jej nie oczekuje i nie pragnie towarzystwa raz w życiu widzianej wnuczki, ale...Tak, to miała być ciepła opowieść w sam raz na słoneczne letnie popołudnie, lecz nic w życiu nie jest takie proste. Wprawdzie wszystko skończy się dobrze (chyba, że nie skończy się dobrze, bo ostatnio mam tendencje do dramatycznych zakończeń), powiem więc tylko: znów macie na co czekać, bo premiera "Bezdomnej" tuż tuż (niektóre z Was już ją przeczytały - dziękuję za dobre słowa w recenzjach i cieszę się, że do większości z Was dotarł przekaz, który w książce zamieściłam), lato właściwie za oknem, czegóż więcej potrzeba?

"Jabłoniowego Wzgórza".

I pewnej wiadomości, którą jeszcze trzymam w tajemnicy, ale która - jestem tego pewna - ucieszy niejedną z Was. W przyszłym tygodniu uchylę rąbka tajemnicy.

Na koniec prośba: nie wklejajcie tej okładeczki nigdzie, na żadne lubimyczytać. Jest kiepskiej jakości, zeskanowana ze skrzydełka Wiśniowego Dworku, ale chciałam czymś ozdobić ten wpis, więc...

A tu nius z ostatniej chwili, czyli sprzed minuty, zapowiadany na listopad:


Cztery piękne, nastrojowe opowiadania Kasi Michalak, o pewnej kobiecie i małym, kamiennym domku w górach, który stał się dla niej ostoją.  Pierwsze z nich rozpoczyna się wiosną, kiedy wszystko kwitnie, drzewa wypuszczają listki, a z ziemi wychylają się przebiśniegi. Przeciwnie dzieje się w życiu Sary: kiedy świat rozkwita tysiącem barw, Sara gaśnie. Kłopoty, które ma są ponad jej siły, ciężar wydaje się nie do uniesienia. Ale kolejno pokonuje przeciwności losu. Remontuje stary dom, otwiera pensjonat, przyjmuje bardzo szczególnych gości. I gotuje, cały czas gotuje. Kiedy jej źle przyrządza wspaniałe czekoladowa ciasta i muffiny, rozpływające się w ustach. Jej szarlotka staje się sławna na całą okolicę, a trójsernik podbija serca - i podniebienia! - każdego z gości. Na wiosenny wieczór przygotowuje perliczki w pomarańczach, a na letnie śniadanie gofry domowej roboty z bitą śmietaną i świeżymi malinami. Sara ma talent zjednywania sobie ludzi i umiejętność słuchania ich historii. Szczególnie jeśli rozmowa toczy się na przytulnym tarasie starego domu z widokiem na leśną polanę i dalekie szczyty gór, przy śpiewie świerszczy, w świetle ostatnich promieni słońca i przy małym kryształowym kieliszku pigwówki domowej roboty.
Hart ducha młodej kobiety i niezłomność charakteru pozwolą jej przetrwać ten rok, najgorszy w jej życiu. W grudniu w tym małym domku spotkają się niezwykli goście, którzy odmienią życie Sary. Zapach zupy borowikowej i tarty jeżynowej tej pamiętnej kolacji na długo pozostanie w ich pamięci, być może na zawsze.
„Przepis na szczęście” to piękna historia jednego roku życia kobiety, która straciła zbyt dużo. Cztery wzruszające opowiadania okraszone są sprawdzonymi, aromatycznymi przepisami na smakowite potrawy i pyszne desery. Wiernym czytelniczkom Katarzyna Michalak ukaże rąbek kolejnej tajemnicy i co nieco ze swych kulinarnych umiejętności, a także odda w ich ręce książkę idealną na prezent dla mamy, babci, córki, czy przyjaciółki.

I jak Wam się to, moje drogie, podoba?