"Bezdomna" nie ma już raczej szans na przejście do drugiego etapu konkursu organizowanego przez Granice.pl, ale od czego mam Was, moje drogie Czytelniczki? Już raz pokazałyście, że potraficie wszystko, nawet zwyciężać, może więc ponownie namówię Was na pospolite ruszenie do głosowania?
Wiem, wiem, zarzucono mi w komentarzu do notki, że książka się jeszcze nie ukazała, bo premierę ma dopiero w czerwcu. Odpowiadam: to nie ja zgłaszam książki do tego konkursu, niektóre mają premierę w lipcu, a jeśli "Bezdomna" ukazuje się w czerwcu to jaką ma być książką? Na zimę? To konkurs organizowany raczej po to, by promować książki, które warto przeczytać. Latem. Co jak co: "Bezdomną" warto. Dlaczego? Dwa posty poniżej są chyba wystarczającym uzasadnieniem.
LINK DO GŁOSOWANIA jest tutaj. Trzeba się pospieszyć, bo pierwszy etap trwa tylko do jutra, ale poprzednio też w ostatnim dniu "zwyciężyłyście" Lidzię, więc wierzę w Was do końca. Jeszcze jedno: za wygraną "Najlepszej Książki na Wiosnę" nie dostałam żadnej nagrody. Prawdę mówiąc dowiedziałam się o niej tutaj, od moich Czytelniczek. Wydawca "Sklepiku z Niespodzianką" nawet nie wysłał maila z gratulacjami. Tak więc jedyną nagrodą jest radość, że na moją książkę głosowali Internauci - Wy.
Jeśli ktoś miałby wątpliwości, że "Bezdomna" jest nie gorszą książką od "Lidki" i zasługuje na Waszą uwagę, poniżej króciutki wywiad z autorką...
Oraz druga recenzja, również pisana sercem, tym razem przez Kasiek
Wraz z premierą „Lidki” runęła na
mnie niezbyt miła wiadomość, mianowicie, że premiera „Bezdomnej” została
przesunięta, może nie na św. Nigdy, ale nie mogłam już liczyć dni do lata.
Bardzo mnie to zasmuciło, bowiem czekałam na drugą książkę z serii „z czarnym
kotem”, pierwszą była „Nadzieja”, a więc książka dzięki której wpadłam w
Katarzynę Michalak. „Nadzieja” wciąż trwa w mojej pamięci, pamiętam dokładnie
dzień w którym ją kupiłam, bardzo słoneczny piątek, wtedy było tak pięknie na
zewnątrz i cieszyłam się na całodniowy wypad do Lublina, podczas którego będę
czytała. Niestety wówczas nigdzie nie pojechałam, a miałam plany i romansowe,
wiec pocieszałam się Martini i płakałam nad losami Lili. Mimo, że minęło ponad
pół roku, wciąż pamiętam silne emocje towarzyszące mi podczas lektury, więc
podświadomie liczyłam na kolejne katharsis. A tu „Bezdomna” przesunięta. Jak ja
byłam zła na autorkę!!!!
Kiedy więc dostałam możliwość
przeczytania „Bezdomnej” byłam w siódmym niebie, natychmiast wszystkie
obowiązki poszły w kąt, a ja przypięłam się do laptopa. Zaczęłam płakać na
stronie drugiej, bo ciarki chodziły po mnie od początku.Liczba stron, która z początku gwarantowała
mi całodzienne zajęcie w zatrważającym
tempie malała i nim się zorientowałam czytałam ostatnie zdanie, zapłakana i z
emocjami kłębiącymi się jak fale wzburzonego morza. Nie mogłam sobie znaleźć
miejsca, wciąż z trudem szukam słów, aby opisać „Bezdomną”. Jest to książka z
gatunku „po lekturze nic już nie będzie takie samo”.
Na samym początku poznajemy Kingę,
bezdomną, która w Wigilię Bożego Narodzenia chce popełnić samobójstwo. Ma dosyć
życia, swojego życia, przez rok bezdomności dźwigała jarzmo swoich błędów,
pomyłek, swojej choroby. Kinga, dobrze zapowiadająca się architekt krajobrazu,
piękna, mądra kobieta w jakiś sposób znalazła się na dnie drabiny społecznej.
Nie widzi dla siebie innego wyjścia niż garść psychotropów zapitych wódką. I
pewnie opowieść by nie powstała, gdyby nie kotek, który utknął z nią w
śmietniku i kobieta, która o północy wyszła wyrzucić śmieci. Los Kingi zostaje
odwrócony, przez małego kociaka i przez ostatnią osobę od której Karolina
spodziewałaby się wybawienia.
Tą osobą jest Joanna,
dziennikarka pisująca w brukowcach, która jako
upragnione dziecko swoich rodziców, miała wszystko, pieniądze, doskonałe
wykształcenie, ale zamiast spełnić marzenia rodziny i zostać lekarzem lub
prawnikiem wybrała dziennikarstwo.Nie
miała żadnych oporów, po trupach wspinała się po drabinie kariery.Była silną i niezależną kobietą, do czasu aż
na jej drodze stanął mąż Kingi. Kawał łajdaka.Joanna, po wysłuchaniu fragmentu opowieści Kingi postanawia jej pomóc,
coś co najpierw miało być daniem schronienia wędrowcowi w Wigilię i materiałem
na poruszający serca materiał, staje się czymś więcej. Owszem Joanna wciąż
widzi w Kindze materiał na artykuł, który ma jej zapewnić Złoty Laur, ale
historia dziewczyny ją porusza, zwłaszcza, że na jaw wychodzą coraz to nowe
fakty.
Naprawdę słów mi brakuje, aby
opisać „Bezdomną”, głównymibohaterami
tej opowieści są trzy osoby Joanna, Kinga i Czarek.Z tej trójki Czarek, który miał potencjał na
drugiego Aleksieja, okazuje się łajdakiem i dla którego nie mam słów
usprawiedliwienia. Ale gdyby nawinął mi się pod rękę, oj ciężki byłby jego los.Nie potępiam Joanny, która mimo wszystko
miała dobre intencje, podszyte egoizmem, ale w gruncie rzeczy dobre.No i trudno mi potępiać Kingę, która owszem
dokonała złych wyborów, może kilka rzeczy zaniedbała, ale była chorą kobietą
której nikt nie pomógł póki był na to czas.
Ta książka porusza ważny problem
siły stereotypów, które dobiły Kingę. I chociaż obawiam się, że znajdą się
głosy, które potępią autorkę za wykorzystanie głośnej tragedii małej Madzi
sprzed roku, tragedii, którą wciąż żyje Polska, aby sprzedać kolejną książkę,
ja sądzę że ta książka jest potrzebna, tak jak czytamy w książce: „Opisz to. Spisz każde moje słowo.
Może moja historia uratuje choć jedną matkę i choć jedno dziecko.” Jest
dokładnie tak jak czytamy w książce, w społeczeństwie funkcjonuje przekonanie,
że urodzenie zdrowego dziecka jest dla matki największym szczęściem, a każda
inna postawa jest, albo fanaberią, albo objawem bycia zwyrodnialcem. Nasze
społeczeństwo nie przyjmuje do wiadomości istnienia jednostek chorobowych
związanych z ciążą i porodem. Depresja poporodowa jest nowomodną fanaberią, a
choroba opisana w książce jest przejawem szaleństwa. Kobieta zwariowała, jest
„psychiczna” ciężko dostrzec w matce, chora kobietę, która potrzebuje pomocy, a
nie jest bezduszną psychopatką. Jak łatwo się ją potępia. To jest dramat,
społeczne potępienie, napiętnowanie jej jako najgorszej. Przyznam szczerze, że
nie słyszałam o psychozie poporodowej wcześniej, a przecież może ona spotkać
każdą kobietę. O takich sprawach powinno się mówić! A nie zamiatać pod wykładzinę
gabinetów psychiatrycznych.
To jest bardzo smutna i ciężka książka, cięższa i smutniejsza
niż „Nadzieja”, której mały wąteczek autorka wplata do „Bezdomnej”. Wydaje mi
się, że trzeba „Bezdomną” po prostu przeczytać, pozwoli nam spojrzeć na wiele
spraw inaczej.Chociaż po lekturze tej
książki, ciężko będzie znaleźć sobie miejsce, myśli będą buzować, łzy będą
wciąż cisnąć się pod powieki, to trzeba ją przeczytać, żeby dostrzec drugie
dno, żeby zacząć się zastanawiać nim osądzimy osobę o której czytamy w gazecie,
widzimy w telewizji, czy mijamy na ulicy.
„Bezdomna” to powieść, jakiej drugiej nie ma na polskim
rynku, powieść pełna prozy życia, ale tak wciągająca, że nie sposób się od niej
oderwać. Od pierwszej, do ostatniej strony na równym poziomie, pełna zwrotów
akcji, sekretów i dużej dawki emocji. Podczas czytania będziecie przeciągnięci
przez wyżymaczkę i znajdziecie katharsis.Czyta się ją bardzo szybko, chociaż tak ciężko czyta się załzawionymi
oczami.