"Bezdomna", czyli nie wiem, jak tego dokonałam...

Właśnie skończyłam pisać "Bezdomną". Dokładnie dwanaście minut temu postawiłam ostatni wielokropek, kończący powieść. No i dopisałam datę.
Właściwie nie powinnam się dziwić, gdy kończę jakąś książkę, bo co i rusz coś zaczynam, a więc i kończę, ale całkiem niedawno Wam i Wydawcy ogłosiłam, że nie daję rady i odpuszczam tę powieść.

Dwa dni później stało się coś, co dało mi bodziec do dalszej pracy właśnie nad tą powieścią, a nie nad "Kluczem do marzeń" czy "Jabłoniowym Wzgórzem" i choć Wydawca już wyraził zgodę na zmianę planu i wpisał "Kamilę" w miejsce "Bezdomnej" a i Wy się z tym faktem pogodziłyście... Kinga znów zaczęła opowiadać swoją historię i domagać się jej spisania, a ja... ja postanowiłam się temu nie sprzeciwiać. Pokornie dałam się podłączyć do klawiatury i... oto jest.

Niesamowite! Zmagałam się z tą opowieścią od... października?

Tak więc dzisiejszy wpis ozdabiam - jakże pasującą do treści - okładką książki, która ukaże się w czerwcu br. I co Wy na to, moje kochane Czytelniczki?

PS. Trudny... bardzo trudny temat poruszyłam w tej powieści. Trudno... bardzo trudno było o nim pisać...