Odszufladkowana

"Wróżka", która od początku patronuje moim książkom (pierwszy artykuł ukazał się za czasów "Poczekajki"), pisała o nich zawsze ciepło i z sympatią. Ale po raz pierwszy zostałam doceniona przez recenzentkę mojego ulubionego miesięcznika, jako pisarka wszechstronna, pisarka-kameleon.
Już nie jestem przewidywalna, o nieee... Potrafię zaskakiwać i... będę!


Pierwszy raz skonsternowałam Was "Nadzieją". Ale jeszcze wróciłam do "owocowych" klimatów w Wiśniowym Dworku, choć nie do końca było słodko, miło i przyjemnie. Czy jednak do tej pory zawsze tak było? Te z Was, które chciały znaleźć drugie dno w moich opowieściach, odnajdowały i ból, i strach. Nie tylko miłość, ale i nienawiść. Tym, którym się nie chciało, książki zdawały się zwykłymi czytadłami.
Teraz wyszedł "Mistrz" i już wiecie, że potrafię napisać wszystko. Tylko nie wszystko chcę. Jakoś nie ciągnie mnie do horrorów i polityki. Już niedługo pojawi się "Bezdomna", a niej temat... chyba najtrudniejszy z jakim przyszło mi się zmierzyć. I nie mówię tu o bezdomności, bo z tym jakoś sobie radzę... W międzyczasie pojawi się "Gra o Ferrin" i "Powrót do Ferrinu" - te z Was, które czytały, wiedzą, że daję tam czadu, krew się leje, jest ból, są łzy, niesamowite emocje, ale i wszechogarniające uczucie. Dopełnienie.

Czy czymś jeszcze po tych tak różnych książkach mogę Was zdziwić? Hmmm... Erotykiem już nie... Kryminałem też nie... Sagą fantasy również... Macie jakieś pomysły?

Powyżej artykuł z lutowej "Wróżki". Czytając go miałam szeroki uśmiech na twarzy. Nareszcie wydobyto mnie z szufladki! Owszem, było w niej miło i przytulnie, ale świat jest taki wielki i ciekawy!!!

PS. Dziękuję za pierwsze recenzje "Mistrza". Są świetne, fenomenalne! Mam nadzieję, że weźmiecie udział w konkursie z Bryzą-spa!