Zapowiedź dwóch wspaniałych konkursów i parę słów o pewnej bardzo ważnej książce...

Moje kochane Czytelniczki, konkursy zapowiadają się dwa. Jeden już Wam znany: Wielki Konkurs Recenzjowy odsłona (kurczę, nie wiem już która, czy ktoś wie?), w którym tym razem będzie dwadzieścia nagród - dwadzieścia przedpremierowych "Wiśniowych Dworków" oraz nowe Top20 Recenzentek.
Oczekujcie wieści o tym konkursie.
Drugi - który ogłoszę już być może w poniedziałek - będzie... wspaniały i bardzo zaskakujący. Przygotowuję go razem z Wydawcą, możecie spodziewać się więc niezwykłych nagród. Aż mi się oczy śmieją, gdy pomyślę o nim i o Waszym zaskoczeniu. Oby się udało...

Teraz parę słów o "Mieście Walecznych", o które pytałyście w komentarzach pod poprzednim wpisem. Otóż jest to opowieść o losach czworga młodych ludzi, walczących w Powstaniu Warszawskim. Uwaga: nie jest to książka historyczna, nie jest to pamiętnik, to powieść oparta na faktach. I powiem Wam, że żadna poprzednia książka tak mną podczas pisania nie tąpnęła emocjonalnie, jak ta. "Nadzieja" przy opowieści o Kamili, Patryku i Rogerze to doprawdy sama łagodność...
To dla mnie bardzo ważna książka. Nie tylko przybliżę w niej tamte czasy, ale muszę też sprostać oczekiwaniom tych, którzy na nią czekają, a także swoim własnym, a sama dla siebie jestem najsurowszym sędzią.
Znajdziecie w niej to, co cenicie w moich opowieściach: bohaterów, z którymi można się utożsamić, wciągającą historię, emocje, emocje i jeszcze raz emocje: strach, ból, rozpacz, ale też wiarę, nadzieję, Miłość przez duże M, odwagę, poświęcenie, radość, smutek...
Jeszcze jedno: tym razem nie będzie to "dobra literatura kobieca", a książka dla wszystkich - kobiet, mężczyzn, dziewczyn, chłopców. I nie tylko dla Warszawiaków, interesujących się tamtymi wydarzeniami. Mam nadzieję, że historia w niej opisana poruszy wszystkich polskich patriotów. A moje Czytelniczki do nich należą, prawda?
Uff... poważnie i wzniośle się zrobiło...

Na koniec więc coś uroczego: Patiś skumał, że on to jest "ja". Choć czasem myli mu się jeszcze i mówi na siebie "ty". Skapował też, że niekoniecznie jestem zachwycona, gdy maże flamastrem po świeżo malowanych ścianach. Oczywiście próbuje, gdy nie widzę, a ja muszę udawać, że się złoszczę, choć chętnie małego łobuziaka bym wycałowała za tę niewinną minkę i chochlikowaty uśmiech...