"Powrót do Poziomki" a 1%

Ha, mam nadzieję, że zafrapował Was tytuł dzisiejszego artykułu. Już wyjaśniam o co chodzi...

Moje opowieści powstają z różnych inspiracji. Wystarczy sen, spotkanie po latach, nowo poznana osoba, by już snuła się historia.
"Powrót do Poziomki" - moja dziewiąta książka - zaczęłam pisać po doznanym wstrząsie: obejrzałam mianowicie film dokumentalny o Indiach, kraju wspaniałym i przerażającym jednocześnie, kraju niewyobrażalnych kontrastów, gdy radża mieszka w domu za miliard dolarów, a obok ludzie rodzą się, żyją i umierają na ulicy. Zadziwiające jest to, że oni również potrafią cieszyć się życiem, a nawet bywają szczęśliwi! Nie ta porażająca bieda mną jednak wstrząsnęła, ale fakt, że w tym pięknym świecie rok w rok milion (MILION!) dziewczynek jest mordowanych tylko dlatego, że rodzą się dziewczynkami, a posag mógłby zrujnować rodzinę. Więcej: płody płci żeńskiej usuwa się nawet w ósmym miesiącu ciąży. To już nie płody, to nienarodzone dzieci.
Ja nie potrafię tego zrozumieć, ale tylko dlatego, że nie urodziłam się i nie żyłam w tak strasznej biedzie, w jakiej żyją ludzie. Nie tylko w Indiach. Na całym świecie. Nie chodziłam głodna, nie kupczono moim ciałem (a prostytuują się kilkuletnie dziewczynki), nie mieszkałam pod dachem z dykty... Dlatego łatwo (trudno) mi pisać: nie rozumiem tego. Gdyby moja rodzina, moje dzieci zaczęły przymierać głodem, myślę, że bym zrozumiała.
"Powrót do Poziomki" jest pogodną opowieścią, tak jak w poprzednich książkach, przemycam trudne treści między wierszami, ale nie epatuję tragedią. Napisałam go w jednym celu: byśmy zrozumiały, jak cholernie dużo mamy szczęścia, że urodziłyśmy się w Polsce, nie w Indiach, Somalii, Korei Północnej, Chinach, na Kubie... mogę tak wyliczać i wyliczać. Żyjemy w kraju, gdzie nie ma slumsów liczących tysiące, setki tysięcy rodzin, gdzie nie morduje się dziewczynek tylko za to, że są dziewczynkami, gdzie nie podpala się własnych żon, bo posag był za mały, gdzie nie kamienuje się zgwałconej dziewczyny, bo jej hańba przynosi hańbę rodzinie i tak dalej i tak dalej.
Czy doceniamy nasze szczęście? Czy je w ogóle zauważamy?
Patrzę czasem na Patinka, mojego rocznego synunia, i myślę, "dziecko drogie, jakie ty masz szczęście, że mieszkasz w małym białym domku bez łap, azylu spokoju i bezpieczeństwa. Oby trwało... Oby nie zagroził nam głód, choroba, czy wojna".
Smęcę, ale znów obejrzałam program, tym razem o dzieciach umierających na malarię. Właściwie obejrzałam kawałek programu, bo się popłakałam i odpadłam w pierwszych minutach. Teraz docieram do drugiej części tematu, do 1%. Oczywiście chodzi o możliwość odpisania pewnej kwoty od podatku.
Dziewczyny, nie zapominajcie, że możecie to uczynić! Nie oddawajcie tej kwoty fiskusowi, jakkolwiek byłaby skromna. Trzy złote to butelka wody dla dziecka, umierającego z pragnienia. Może je uratować! Ale to także zabawka, czy książka, dla naszego, polskiego dzieciaczka z hospicjum...
Nie ma nic straszniejszego niż cierpienie dzieci.
Dorosły ciosy losu jakoś sobie wytłumaczy, na kogoś zwali winę, może się modlić, czy przeklinać. Dzieci cierpią, nie rozumiejąc dlaczego. Są bezbronne wobec bólu i zła. Patrzą wielkimi oczami w oczy dorosłych, mając w tych oczach tylko ból...
Znów wymiękam.
Bardzo Was proszę, znajdźcie jakąś zacną fundację i przekażcie jej swój 1%. 

Na zdjęciu: 4-miesięczne hinduskie niemowlę...


PS. Pod artykułem vox fm, który został zilustrowany tym i innymi zdjęciami nawiązała się dyskusja między internautami. Część "mundrych" była przeciw pomocy humanitarnej, proponując szerzenie wiedzy antykoncepcyjnej (i rozdawanie prezerwatyw zamiast żywności i wody). Wiecie co? Jak czytam takie brednie, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Widzicie kobietę z zapadłej hinduskiej wsi, której majątek składa się ze stada kóz, jak raz w miesiącu idzie 100km do najbliższej apteki i prosi o 93 prezerwatywy (bo jej mąż wymaga 3xdziennie). - Proszę bardzo - mówi aptekarz i podaje jej reklamówkę z prezerwatywami. - Ile płacę? - Jedną kozę. Bo przecież kobieta nie ma pieniędzy. Ale hoduje 3 lata kozy, żeby zamienić je na prezerwatywy. W kraju, gdzie facet jest panem życia i śmierci i potrafi podpalić żonę za za mały posag, ona, nim zgodzi się na cowieczorny seks zażąda, by się zabezpieczył.... I zamieni żywicielkę rodziny na paczkę gumek...
Powiem Wam, że dorosłych mi nie żal - życie jest jakie jest, nam też bywa ciężko - ale dzieci są niewinne. One na ten świat się nie prosiły i nie mają żadnego wyboru. Stąd dzisiejszy artykuł i moja prośba. Pomagajmy dzieciom! A jeśli nie im, to zwierzętom! One też nie dostały wyboru...