"Sklepik z Niespodzianką", akcja Włóczykijka i 100 pytań do...


Popieram każdą akcję, mającą na celu propagowanie polskiej literatury  (właściwie każdej literatury, ale polska szczególnie leży mi na sercu) toteż chętnie przekazałam "Sklepik", coby włóczył się po Czytelniczkach w ramach Włóczykijki. Link do tego zacnego przedsięwzięcia: TUTAJ

Ponieważ dziewczyny zadały mi parę ciekawych pytań, pomyślałam, że nie tylko one chciałyby poznać odpowiedzi i przy okazji propagowania Włóczykijki wklejam i pytania, i odpowiedzi poniżej. Gdy dowiem się, jak umieścić je na stronie Włóczykijki, pojawią się i tam. 
(A "Bogusi" życzę miłej wędrówki! Dołączyłam do książki kosturek, mam nadzieję, że daleko zajdzie :) 

Oto pytania i odpowiedzi:
 
z głową w książceJan 8, 2012 12:22 PM

Pytanie do Pani Kasi- Czytam każdy post z Pani bloga.Śledzę wiadomości na portalach związanych z literaturą. Mimo iż nie miałam jeszcze styczności z Pani książkami. Czasami się zastanawiam skąd Pani czerpie inspiracje (pomysły) do swoich książek? Czy są nimi prawdziwe postacie i ich losy? Czy to tylko fikcja literacka?

I jeszcze jedno. Pani ulubione miejsce, takie zacisze w którym zazwyczaj Pani pisze to...?

Odpowiadam:
Ciekawe pytania. Jestem uważną obserwatorką. Wystarczy krótkie spotkanie, parę minut rozmowy z nieznajomym, czy nieznajomą, by na tej podstawie zbudować postać. Jak pierwszy klocek z ogromnej układanki puzzle. Zaczynam dopowiadać sobie przeszłość tej osoby, zainteresowania, miłości i nienawiści. Bardzo rzadko „korzystam” z moich przyjaciół, czy znajomych. Właściwie tylko raz oparłam postać na osobie istniejącej w rzeczywistości – była to Bogusia ze „Sklepiku z Niespodzianką”. Taką dziewczynę, która urodziła się i wychowała w tak wspaniałej rodzinie, znam i bardzo lubię. Czasami na karty książek przenoszę postaci spotkane po drodze, jakieś wydarzenia, epizody. Tak właśnie snuję swoje opowieści.
Jeśli chodzi o losy postaci – dużo czytam, interesuje mnie wszystko i każdy, każdy człowiek, każda opowieść. Życie każdego z nas to gotowy materiał na książkę.
Ponieważ sama dużo przeżyłam – zarówno dużo dobrego i złego – mam z czego czerpać pomysły i historię.

Moje ulubione (i jedyne) miejsce, przy którym piszę, to biurko pod oknem, wychodzącym na ogród i sosny. Kocham to miejsce. Daje ono niesamowite ukojenie. Gdy jest mi smutno i źle siadam za biurkiem, zagapiam się na wspaniałe, złoto-zielone sosny i… czuję spokój i przynaleźność do mojej małem Ojczyzny. Oddałam temu miejscu swego rodzaju hołd, umieszczając to właśnie okno na okładce „Powrotu do Poziomki”.


BożenaJan 8, 2012 01:37 PM

Pytanie do P. Kasi ? Jak się czuje kobieta , której spełniają się marzenia ? Czy chce wciąż więcej i więcej... Czasem boję się ,że gdy marzenia się spełnią przestanę śnić na jawie i stanę sią zgorzkniałą starą kobietą .:-)

Mi raczej zgorzknienie nie grozi, bo spełnienie jednego marzenia pociąga za sobą drugie. Chciałam mieć mały biały domek bez łap – mam, okazało się jednak, że jest do kapitalnego remontu, któremu końca nie widać. Kosmetyczny zrobiłam od razu, by móc w nim zamieszkać, potem marzyłam ponad rok o podłogach. Ponad dwa lata o kuchni. Teraz chciałabym mieć łazienkę z prawdziwego zdarzenia, a nie kącik na miotły i tak dalej. Marzyłam o drugim dziecku i urodził mi się Patinek. Marzę więc o jak najlepszym wychowaniu go, o tym, by był szczęśliwy, o dobrych szkołach, o podróżach dookoła świata z nim u boku i tak dalej. Marzyłam, by zostać pisarką, teraz pragę zekranizować którąś z moich powieści, potem następną… Nie wiem, czy chcę wciąż więcej i więcej, wiem, że chcę wciąż dalej i dalej.

JustillaJan 9, 2012 06:12 AM
O, już wiem o co bym chciała się spytać! :)

Pani Kasiu, większość Pani książek jest taką literaturą... o zwykłym życiu. Ale jest też seria "Kroniki Ferrinu". Przyznam, że "Grę o Ferrin" raz prawie kupiłam, bo uwielbiam fantastykę. W związku z tym jestem ciekawa, co pisze się Pani łatwiej, fantastykę czy codzienne życie; w której tematyce Pani lepiej się czuje?

„Gra o Ferrin”pisała się dziewięć lat, ale następne tomy, razem ponad 2000 stron przez dwa lata. To zupełnie inny rodzaj prozy, zarazem bardzo mało się różni. I w obyczajówce i w fantasy występują podobne postaci, które mają swoje charaktery, swoje marzenia i słabości. Właściwie Ferrin to również powieść obyczajowa, tyle że „odziana w długą suknię”. I w przypadku fantasy i powieści współczesnej przykładam taką samą wagę do szczegółów i realizmu, żeby o czymś pisać, muszę to dobrze poznać. Najlepiej namacalnie. Dla Ferrinu więc nauczyłam się walczyć na miecze, dla „Sklepiku” napiekłam się ciast, czy nasprawdzałam przepisów upiększających (tom II Adela). Najturdniejsze będzie na pewno „Miasto Walecznych” opowieść o Powstaniu Warszawskim, bo tutaj muszę dobrze poznać, wręcz poczuć tamtą rzeczywistość. Mam na szczęście wspaniałych mentorów, uczestników Powstania, którzy nie pozwolą na mimowolną „skuchę”. Świadomie jednak pewne wątki będę zmieniać i kształtować po swojemu.

BujaczekJan 9, 2012 09:45 AM

Pytanie do Kasi. Skąd pomysły na to wszystko? ;)

Kiedyś czekałam na inspirujący sen, teraz… teraz po prostu się pojawiają. Tu przytoczę anegdotę: jechałam na Targi Książki. I zaczęłam ot tak marzyć na jawie, bo długo się jechało, pociągi to dobre miejsce na takie rozmyślania, a na dodatek niedospana byłam. Myślę więc: „Napisałabym trzecią opowieść z serii owocowej. Taką… zieloną. Tylko jaki tytuł? Może dworek? Ale jaki? Hmm… Wiśniowy. Tak, Wiśniowy Dworek, to dobry tytuł. I przyjedzie do tego dworku chłopak ze swoją mamą. Chłopak będzie niepełnosprawny. I zacznie odkrywać historię tego dworku i pozna…”. Tutaj musiałam przerwać, bo tory się skończyły. Po czym dotarłam do stoiska Wydawnictwa Literackiego, gdzie miałam podpisywać książki i mówię: „Mam pomysł na nową opowieść, będzie o Wiśniowym Dworku, do którego przyjedzie chłopak ze swoją mamą, a on jest niepełnosprawny i tam odkryje…”, na co wydawca: „Bardzo podoba nam się ten pomysł. Kiedy premiera?”. J

DusiaJan 9, 2012 02:08 PM
Chciałabym zapytać panią Kasię o okładki - czy to ona jest ich pomysłodawczynią? Takie śliczne grafiki działają jak najlepsza reklama *-*

Okładki to moje oczko w głowie. Nie podpiszę umowy na książkę – i mam tak od pierwszej powieści „Poczekajki”, jeśli nie będę miała zagwarantowanej akceptacji okładki. Na początku było ciężko, bo książka rodziła się w mojej głowie gotowa, właśnie z okładką (szczególnie ta kokardka na „Sklepiku z Niespodzianką” nie dawała mi spać), i trzeba było przekonać do niej Wydawcę (ile ja bojów przeprowadziłam o każdą serię…), ale teraz „mam z górki”, bo Wydawcy uwierzyli w moje pomysły. Oni tworzą piękny layout (czyli „oprawę”, bo w tym jestem cienka), ja dobieram zdjęcia, czasem przeprowadzam specjalną sesję zdjęciową. Myślę, że efekty są… fajne. I ja z przyjemnością biorą do rąk każdą następną książkę i Czytelniczkom się podoba.

Dziękuję, Kochane, ze pytania.
Mam nadzieję, że odpowiedzi Was usatysfakcjonowały.