SKLEPIK Z NIESPODZIANKĄ. ADELA.
W ten śnieżny styczniowy wieczór
miasteczko Pogodna, leżące gdzieś między Koszalinem a Kołobrzegiem, wyglądało
niczym z bajki Andersena. Płatki śniegu wirowały w świetle pięknych, kutych
przez miejscowego artystę-kowala latarni, opadały na strome dachy
przedwojennych kamieniczek, na kasztanowce i świerki, rosnące wzdłuż alejek
niewielkiego parku, na ławeczki okalające fontannę i lśniły we włosach
spieszącej chodnikiem kobiety. Ta zatrzymała się przed drzwiami Sklepiku z
Niespodzianką, zatupała czerwonymi kozaczkami i otrzepała z białego puchu
długie srebrne futro. Nacisnęła klamkę i po chwili znalazła się w ciepłym
jasnym wnętrzu, pachnącym herbatą „Zimowy wieczór” i szarlotką z cynamonem.
- Cześć, dziewczyny! – wykrzyknęła
na widok Lidki i Stasi, swych serdecznych przyjaciółek. – Mam rewelacyjną wiado…
- Ciii! – uciszyła ją Lidka.
Adela uniosła brew. Rzadko ją
uciszano, a jeśli już, to z bardzo ważnych powodów. Zniżyła więc głos i zaczęła
raz jeszcze:
- Mam wiadomość. Rewela…
- A Bogusia ma gościa – przerwała
jej Stasia, wskazując łyżką sufit.
Adela uniosła wzrok i zaszeptała
podekscytowana:
- Wiktor? Jednak nie wyjechał?
Starsza pani westchnęła, Lidka
pokręciła głową:
- To Anna. Anna Potocka – rzekła, a
Adela na dźwięk tego imienia aż się cofnęła.
- Anna Potocka? – powtórzyła powoli,
cedząc każdą zgłoskę. Nie patrzyła przy tym na Lidkę, a na Stasię, która
mieszkała tutaj, w Pogodnej, od parudziesięciu lat i znała sekrety wszystkich
jej mieszkańców. – Ukochana, zaginiona, nieodżałowana żona Wiktora?
- Ta właśnie – przytaknęła starsza
pani, patrząc na nią z dziwnym współczuciem.
W pierwszym momencie w oczach Adeli
malował się szok – nic dziwnego, każdy na widok Anny Potockiej przez dłuższą
chwilę pozostawał w szoku, bo też prędzej ducha by się spodziewano, niż
zaginionej przed trzema laty kobiety – ale już w następnym przybrała obojętny,
niemal odpychający wyraz twarzy.
- I siedzi tam sobie z Bogusią
popijając herbatkę? – Znów spojrzała w górę, tym razem wzrokiem tak ostrym,
niemal nienawistnym, że Lidka pokręciła głową, niczego nie rozumiejąc. Czyżby
między Adelą a Anną zaszło w przeszłości coś, o czym ona, Lidka, nie wiedziała?
Czyżby… Wiktor Potocki?
- Zaraz się dowiemy – odrzekła
półgłosem Stasia, słysząc kroki na schodach.
Wszystkie trzy spojrzały na drzwi od
korytarza, w których stanęła właśnie piękna, czarnowłosa kobieta, przy której uroda
Adeli, miejscowej femme fatale,
wydała się… pospolita.
- Dobry wieczór, Adelo. – Anna uśmiechnęła
się chłodno. – I jednocześnie dobranoc.
Nie czekając na odpowiedź, wyszła w
mroźną noc. Ten sam mróz, może nawet większy, skuł serca trzech kobiet. Trwały
przez chwilę w bezruchu, patrząc na znikającą w mroku kobietę. W następnej
chwili biegły na górę, do Bogusi.
- Hej, mała, co ona ci zrobiła?! – Pierwsza
dopadła skulonej na kanapie dziewczyny Adela. Przysiadła obok i chwyciła
łkającą przyjaciółkę w objęcia.
- Głupie pytanie – szepnęła Lidka.
Jeszcze pół godziny wcześniej darzyła zaginioną Annę niemal uwielbieniem, jak
wszyscy mieszkańcy Pogodnej. Teraz jednak, widząc załamaną Bogusię, poczuła
wściekłość, czy Anna była winna swego zniknięcia, czy też nie.
- Boguniu, dziecko drogie… - Stasia
siedziała po drugiej stronie dziewczyny, gładząc ją bezradnie po ramieniu.
- Przestań się mazać, kobieto! –
Adela, sama przed chwilą w szoku, potrząsnęła przyjaciółką. – Mów, co pani
Potocka od ciebie chciała i…
- Właśnie to chciała – wyszeptała
Bogusia, ocierając łzy. – Przypomnieć, że nadal jest panią Potocką. Żoną
Wiktora.
- Żartujesz? – wykrzyknęła Adela. –
Przez trzy lata nie daje znaku życia, po czym zjawia się jakby nigdy nic, by
cię uświadomić w kwestiach rodzinnych?
Dziewczyna skinęła głową.
- Zawsze była tupeciarą – syknęła
Adela, mrużąc z nienawiścią brązowe oczy. Lidka, a i Bogusia także, spojrzały
na nią ze zdumieniem. Pogodna skrywała chyba większe tajemnice, niż im się
zdawało. – No co? Odbiła mi Wiktora, ot tak. – Kobieta pstryknęła palcami. –
Mam chyba prawo nie darzyć jej miłością?
- Byłaś przesłuchiwana przez policję
– przypomniała sobie Lidka. – W związku z zaginięciem Anny.
- Taaa, miałam ponoć zwabić ją do
Podlipki i tam zamordować, a potem zakopać w skutej lodem na dwa metry ziemi
gdzieś w lesie.
- Ale nie ty ją zabiłaś? – upewniła się
Bogusia.
- Nikt jej nie zabił! Jak zauważyłaś
właśnie się pojawiła, cała i zdrowa! By zniszczyć tym razem twoje życie! –
krzyknęła Adela, a i Bogusia, i Lidka po raz pierwszy, od kiedy Adelę znały,
ujrzały łzy w oczach tej silnej, opanowanej kobiety. Wstrząsnęło to nimi. –
Tak, dobrze się domyślacie, kochałam się w Wiktorze. Był moją pierwszą
miłością, wielką, chyba największą w życiu. Boże, oszalałam na punkcie tego
faceta! Snułam się za nim krok w krok, by tylko zauważył obecność nastoletniej
gówniary. I zauważył wreszcie. O tak, zauważył… - Adela zacisnęła powieki, by
zdusić łzy.
Nie, nie rozklei się do końca nawet
przed nimi, przyjaciółkami, jakich nie miała nigdy przedtem. Później, gdy wróci
do domu, będzie mogła skryć się pod kołdrą we własnej sypialni, ukryć rozpaloną
twarz w poduszce i płakać, i krzyczeć dopóki starczy sił. Teraz… teraz to ona
jest panią radną, której jedynym problemem jest dobór rękawiczek odpowiednich
do futra i kozaczków. I ekologiczna oczyszczalnia ścieków dla Pogodnej.
- A właśnie, podpisałyście petycję?
– zapytała surowo obu młodych kobiet.
Te spojrzały na nią zdumione.
- J-jaką…?
- To macie podpisać! – krzyknęła i
wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Po chwili tupotała na schodach.
Bogusia z Lidką przeniosły nic nie
rozumiejące spojrzenie na Stasię, ale ta tylko skinęła głową i powtórzyła za
Adelą:
- Tak właśnie, macie podpisać.
Po czym zarzuciła na ramiona liche
paltko, ucałowała Bogusię w mokry od łez policzek i pobiegła za Adelą, ale
kobieta rozpłynęła się w śnieżnej zamieci, jak Anna trzy lata temu…