Wielka przyjań męsko - damska.

Słuchajcie, czy wierzycie w bezinteresowną (czyli bez podtekstów erotycznych) przyjaźń między mężczyzną a kobietą? Dziewczyną a chłopakiem? Czy też z taką przyjaźnią to jak duchami: każdy wierzy, choć nikt nie widział?

Patrząc po swoich przyjaźniach (tych na żywo)  stwierdzam, że:
1. albo on potajemnie kocha ją, a że ona nie kocha jego, to "jesteśmy przyjaciółmi"
2. albo ona szaleje za nim, ale że on ma żonę, to jak wyżej
3. albo on kocha ją, ale że jej przeszło, to "może zostaniemy (chociaż) przyjaciółmi?"
4. albo ona kocha jego, ale że jemu przeszło, to "nie jestem ciebie wart, zostańmy przyjaciółmi"
5. albo kochają siebie na wzajem, ale pokłócili się śmiertelnie więc się rozstali, ale że jej, albo jemu przeszło, to "może zostaniemy przyjaciółmi?".

Przyjaźń z facetem nie jest zła, serio, bardzo lubię moich przyjaciół płci odmiennej (oczywiście przyjaciółki również, ale o tym w następnej odsłonie), zawiozą na drugi koniec Polski (nie oczekując rewanżu w naturze, bo przecież "jesteśmy przyjaciółmi"), potrząsną tak, że głowa odskakuje, gdy chcę zrobić coś dziwnego (szczególnie z innym facetem, z którym nie jestem li tylko przyjaciółmi), kupują moje książki ("i Kasia, autograf poproszę"), co jest bardzo miłe, i w ogóle są kochani i do rany przyłóż.

Do chwili, gdy przyjaźń nie przestanie wystarczać jednej albo drugiej stronie.

c.b.d.o.