O fretce, co nos niemowlęciu zeżarła...

Czytelniczki zarzucają czasem moim książkom, że są mało realne, baśniowe, bo zdarzenia są mało prawdopodobne i w ogóle poniosła autorkę wyobraźnia. Z tym ostatnim stwierdzeniem zgadzam się w całej rozciągłości: czasem imaginacja mnie ponosi i sama sobie się dziwię, jak w takiej małej główce może się mieścić taka masa pomysłów.
O dziwo, jako nieprawdopodobne oceniane są sytuacje, które zdarzyły się naprawdę, natomiast te, które wymyśliłam, nie budzą kontrowersji. Aha, jeszcze to, że moim bohaterkom spełniają się marzenia - to też drażni część Czytelniczek, ale ja jestem chodzącym dowodem na to, że marzenia NAPRAWDĘ się spełniają. Nawet te z najwyższej drimerskiej półki. Czy ja, dostając kolejne 3- z wypracowania, miałam prawo marzyć, że będę kiedyś pisarką? Nie miałam, bo przecież polonistka - znawca literatury - mnie skreśliła. A jednak jestem.
Ale nie o sobie i moich marzeniach chciałam pisać, a o tytułowej fretce.
Otóż wyobraźnia - wyobraźnią, a życie - życiem. I sorry, droga Kejt, ale to życie przerasta wszelkie wyobrażenia. Nawet ty nie wymyśliłabyś tego, co zaraz opiszesz.

Jestem wielką entuzjastką programów, w których ludzie przechodzą metamorfozy. Niekoniecznie celebrytki, powiększające sobie usta i piersi, by być jeszcze bardziej celebryckie, ale ludzie pokrzywdzeni przez los dostają drugie życie, dzięki osiągnięciom medycyny.
W zeszły czwartek oglądam ja ci taki właśnie program i... wszystko mi opada.
Bohaterką jest młoda dziewczyna (ma dwadzieścia lat bodajże), której - gdy miała 28 dni - domowa fretka zeżarła nos i połowę ust. Więcej nie zdążyła. Oczywiście działo się to w najbardziej oświeconym kraju naszego globu - w USA.
Ludzie!! Podejrzewam, że Wam też wszystko opadło. I pytacie, tak jak ja pytałam: gdzie byli rodzice, do %$^%^$#^?! Przecież ta pitolona fretka (znielubiłam fretki) musiała pracować nad wyjącym z bólu niemowlęciem dobrą godzinę, by je tak okaleczyć. Co robili w tym czasie rodzice i rodzeństwo tego maleństwa?? Jak można na godzinę zostawić dziecko bez opieki? A dodam, że nie była to patologiczna rodzina, skoro nadal, po 20 latach rodziną są.
Ja jestem matką po raz drugi. I po raz drugi nie spuszczam dziecka z oka. A jeśli, to wtedy, gdy jest całkowicie bezpieczne: w kolebce, w łóżeczku, w kojcu. I bez fretek latających po domu. A nawet gdyby coś mojego synka napoczęło, to na pierwszy krzyk w sekundę przy nim jestem.
Znów zboczyłam na siebie. Ale jestem zbulwersowana, więcej: wstrząśnięta. Ciągiem dalszym tej historii. Otóż ta dziewczyna - z dziurą zamiast nosa i czymś podobnym do ust (oczywiście przez całe życie była dziwolągiem) załapała się na bezpłatną (to ważne) operację u najlepszego chirurga rekonstrukcyjnego w naszej galaktyce. Chirurg zbadał naszą bohaterkę, powiedział, że zrobi z niej normalnego człowieka, o czym ona marzy od dziecka, ale musi spełnić - normalne dla tego typu operacji - warunki: nie pić, nie palić, nie ćpać i coś tam jeszcze. Bo przeszczep się nie przyjmie. Oczywiście przygotowania do operacji są filmowane dla potrzeb programu. Dzień przed bohaterka ma robione badania i co się okazuje? Że paliła jak smok. Jej chłopak również. No to pan doktor ze smutkiem, ale przekłada zabieg na następne 6 tygodni, żeby organizm oczyścił się z nikotyny. Dzień przed co się okazuje? Że nasza bohaterka nadal popala. Ciąg dalszy dopiero nastąpi, bo to był pierwszy odcinek, ale... sorry, nie rozumiem ludzi, nie rozumiem świata, w ogóle mało kumata się sobie wydaję. Jak można zaprzepaścić taką szansę?!
Potem przypomniałam sobie, że rzecz się dzieje w Ameryce, a to kraj normalnych inaczej. Nie no, muszę powiedzieć to wprost: to kraj debili. 25% młodych Amerykanów nie umie wskazać na mapie Europy, 27 milionów to analfabeci, 45 milionów - analfabeci funkcjonalni, czyli czytać i pisać umieją, ale zrozumieć już nie. Równie niedouczeni co całe społeczeństwo są nauczyciele, a absolwentem szkoły wyższej zostanie nie ten, co dużo wie, a ten co szybko biega (Run, Forrest! Run!!).
Z lektury powieści, których akcja toczy się w tym kraju wynika, że:
połowa społeczeństwa to kelnerki w przydrożnych restauracjach, ciekawe, kto w nich jada, bo przecież nie druga połowa, do której należą sprzedawcy Biblii. Trzecia połowa, ta po studiach, to singielki na Manhattanie (prawniczka lub redaktorka), których jedynym problemem jest znalezienie faceta. Czwarta połowa, męska i po studiach, to lekarze, prawnicy (oczywiście single) lub psychopaci, którzy z pierwszej połowy robią płaszcze. To znaczy ze skóry pierwszej połowy (tych kelnerek). Sorry, że Wam tak tłumaczę, ale przeszło na mnie to zdebilowacenie.
O, to też ciekawe, że w Ameryce, gdzie dom na Florydzie można kupić za cenę kawalerki w Warszawie, pół narodu mieszka w przyczepach kempingowych. Za to mają po dwa-trzy samochody na rodzinę. Benzyna jest tam tania jak barszcz, prąd jeszcze tańszy, jedzenie śmieciowe kosztuje w ogóle grosze, więc ja pytam: jak tak bogaty naród może być tak głupi?
I znalazłam odpowiedź: przeciętny nastolatek spędza przed telewizorem pół swego życia. Pół z połowy tego czasu to reklamy. I nie mam więcej pytań. Jeśli biedny mały żuczek naogląda się rumianych tyłków i grzybicy mokasynowej nic dziwnego, że mózg mu się kurczy.
Obawiam się jednego: że kiedyś przywódca tego mocarstwa nie doczyta, iż ten czerwony guzik nie przywołuje sekretarki, a odpala rakiety z głowicami jądrowymi i przez jego analfabetyzm my, Polacy, nie będziemy się już niczym martwić, a najmniej gumą guar w śmietanie.